Przyznam się bez bicia - nie miałam pojęcia, że Tallin jest taki urokliwy. Był to mój pierwszy raz w Estonii (nie licząc przejazdu autokarem z Warszawy do Tallina, aby potem przeprawić się promem do Helsinek) i naprawdę bardzo miło spędziłam te 3 dni przed powrotem w strony ojczyste. Dzięki uprzejmości mojej rosyjskiej koleżanki (osiadłej razem z rodziną w Estonii od wielu, wielu lat), która mnie przenocowała, dane mi było zwiedzić wszystkie najważniejsze miejsca w Tallinie, od starówki począwszy, na ogrodach cara Piotra I skończywszy. Zawitałyśmy również do sielskiego skansenu pod Tallinem, gdzie znowu zadośćuczyniłam tradycji - kupiłam prawdziwie estoński, wełniany, folkowy płaszczyk z kapturkiem i haftkami :3.
Swoją drogą, muszę przyznać, że Estończycy pod względem kombinatorstwa i improwizacji chyba przebili Polaków - ogromnie rozbawił mnie sposób, w jaki dokonano estetyzacji starych, rozwalających się budynków o wybebeszonych oknach w centrum miasta.