Namówili mnie przyjaciele na Szkocję, to poleciałam. Nie to, że nie chciałam, wręcz przeciwnie. Po prostu miałam całkowicie odmienne plany na lato i wrzesień... Ale plany zawsze można zmienić :). I dobrze zrobiłam, bo po tygodniu zdążyłam się całkowicie w Szkocji zakochać.
Trudno było wybrać linię lotniczą, która miała nas dostarczyć na miejsce. Oczywiście, chcieliśmy, by było i tanio i wygodnie. Ostatecznie padło na Wizzaira, z którym polecieliśmy do Glasgow, co było nieco problematyczne, bo naszym punktem docelowym był Edynburg. Ale oj tam oj tam, z jednego miasta do drugiego nie jest znowu tak daleko. Większy problem stanowił bagaż, bo za każdą pojedynczą sztukę należało zapłacić około 90 złotych. Sam ten pomysł doprowadził mnie niemalże do furii, a biedną Nadię do rozpaczy, ostatecznie jednak cała nasza wesoła trójka zapakowała się w jeden ogromny plecak, noszony albo przez Nadię, albo przez Michała - ja na niego byłam po prostu za niska... Dla mnie to dobrze, bo w plecaku zajęłam najwięcej miejsca, a jednocześnie miałam tragarzy ;).