Oficjalny, powyprawowy bilans strat: palce pokłute i rozorane igłami do szycia, wszechobecne drzazgi, przeziębienie, które się ujawniło natychmiast po powrocie i z którego się leczyłam ponad 2 tygodnie (do tej pory z rana pokasłuję) + skrajne niewyspanie (nie dane mi było odespać jet laga, bo musiałam natychmiast wracać do pracy i to na dwa dyżury nocne pod rząd) i wyczerpanie zmianą strefy klimatycznej oraz czasowej. Czyli nie tak źle, zważywszy na fakt, że z Japonii wróciłam ze skręconą kostką i nogami spuchniętymi od ugryzień japońskich, zmutowanych owadów, a w Finlandii nabawiłam się ostrego zapalenia krtani.
Korzyści: zmartwychwstanie weny do pisania tego i owego, zdobycie mnóstwa pięknych wspomnień, a także wspaniałych, nowych znajomych. Zdecydowanie nie żałuję wyjazdu i zainwestowania w niego tak dużej ilości pieniędzy i czasu, nawet jeśli organizacja wolontariatu pozostawiała wiele do życzenia.