Geoblog.pl    Vegs    Podróże    Japonia 2010    Gdzieś pośród mgieł
Zwiń mapę
2010
05
sie

Gdzieś pośród mgieł

 
Japonia
Japonia, Takatō
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9704 km
 
Takato to malutkie, senne miasteczko, zagubione wśród szczytów Japońskich Alp. Jego spokojna, sielska atmosfera jest zaiste cudowna, ale pewnie po pewnym czasie szlag by mnie trafił z nudów (na co narzekał siedzący w Takato już od paru miesięcy znajomy Bułgar). W zasadzie jedynymi rzeczami, które w miasteczku można zrobić, to pójść do Onsenu lub do kawiarni urządzonej w prywatnym domku z genialnym wręcz widokiem na okolicę. Czy wspominałam już, że kocham Onseny? Nie ma nic lepszego od pławienia się w gorącej wodzie i zapicia tego potem zimnym mlekiem (lub kawą) lub zagryzienia lodami :).
Nasz workcamp miał w zasadzie miejsce nie w samym Takato, lecz nieco dalej: mieszkaliśmy na polu namiotowym, w pobliżu pól uprawnych i gospodarstw wiejskich. Ten okres 2 tygodni siedzenia w namiocie wspominam niezwykle miło, towarzystwo (polsko-japońsko-fińsko-bułgarskie. Gdzieś się jeszcze w międzyczasie przewinął szalony Francuz) było tak serdeczne i kochane, że wyjeżdżając czułam się jakbym opuszczała moją drugą rodzinę (kompletne przeciwieństwo mojego pierwszego workcampu w Japonii). Niestety, tego typu wolontariaty mają tę wadę, że ich organizatorzy starają się obsesyjnie przestrzegać zasad ekologii. W rezultacie kazano nam myć włosy octem, a zęby solą (mimo że w informatorze, który otrzymałam przed wyjazdem, pozwalano nam przywieźć ze sobą ekologiczne kosmetyki). Nie trzeba było długo czekać na zawiązanie się konspiracji polsko-fińskiej, dzięki której ekologiczne kosmetyki przemycano do ofuro (swego rodzaju łaźnia japońska: nasza na workcampie posiadała ściany, lecz nie było sufitu, w związku z czym kąpiele w czasie deszczu były odrobinę problematyczne. Co nie znaczy, że niemożliwe).
Ogólnym zadaniem kadry japońsko-gaijinowej było zorganizowanie obozu letniego dla dzieci japońskich. Od nas, gaijinów, wymagano przede wszystkim rozmowy z dzieciakami po angielsku (co ostatecznie testu nie zdało, bo dzieci po prostu nie rozumiały) i prezentacji kultur naszych krajów w postaci zabaw lub potraw. W przypadku tego pierwszego ogromną popularność zyskały zwłaszcza polskie "Baba Jaga" oraz "Anse Kabanse" ;). Potrawy natomiast sprawiły nam ogromny kłopot, gdyż kadra japońska w zdecydowanej większości składała się z wegan, którzy na dodatek wymagali niejedzenia rzeczy pochodzenia zwierzęcego zarówno od dzieci, jak i od kadry gaijinowej. Wyobraźcie sobie teraz kuchnię polską i bułgarską bez mięsa i takich składników jak śmietana lub jajka...
Ogólnie rzecz biorąc, z workcampu w Takato wyciągnęłam takie wnioski:
-Japońskie dzieci, zwłaszcza chłopcy, są niezwykle bezczelne. Pozwala się im na wszystko i dopiero potem społeczeństwo bierze je w swoje szpony. Podczas obozu zostałam podtopiona i obrzucona żabami, moje koleżanki-gaijinki wytargane za bluzki i włosy, a starsza pani mieszkająca w pobliżu naszego pola namiotowego potraktowana bardzo niegrzecznie. Poza tym japońskie dzieci są chyba bardziej energiczne, żywe i głośne od jakichkolwiek innych.
-Japończycy to chyba najbardziej urocza nacja, z jaką się do tej pory spotkałam. Oni po prostu z automatu staja się opiekuńczy w stosunku do gaijinów. Gdy skręciłam boleśnie kostkę ostatniego dnia workcampu, zostałam wytulona, zagłaskana i niemalże rozpieszczona przez praktycznie całą japońską część kadry (łącznie z mężczyznami, którzy podobno tego typu rzeczy nigdy w życiu by nie zrobili). Podobnie moja koleżanka-Polka, gdy w trakcie obozu pochorowała się na żołądek.
-Japończycy mają dziwne opinie na temat odrąbywania kaczkom głów siekierą na oczach dzieci.
-Japończycy na Zachodzie zostaliby uznani za kiepskich pedagogów i wychowawców: podczas gdy gaijinowa część kadry kategorycznie zabraniała dzieciom skakania z wielkiej skały do rzeki (gdzie tuż obok głębiny znajdowała się zabójcza płycizna), jej japońska część nie tylko na to zezwalała, ale i sami dawała dzieciom przykład.
-Japończycy są potwornie pruderyjni. Do kąpieli w rzece wchodzili w pełnych spodniach i koszulach (czasami nawet skarpetkach!). Jedynymi osobami , które odważyły się na strój kąpielowy, byliśmy my, gaijini.
-Po raz drugi przekonałam się o tym, że Japonia to kraj zmutowanych owadów. Wystarczy, że takie małe gówienko zwane „buyo” cię ugryzie, a już ci ręka lub noga puchną, przybierając formę salcesonu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Vegs
Julia Koszewska
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 137 wpisów137 7 komentarzy7 694 zdjęcia694 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
22.06.2016 - 26.06.2016
 
 
22.08.2013 - 31.08.2013
 
 
26.04.2013 - 05.05.2013